Kazimierz Szymela
e-mail: Merida21@op.pl
tel. 603 646 652
Witajcie!
Urodziłem się na tyle dawno, że pamiętam moment zakażenia
fotografią, jeszcze przy pomocy takiej prehistorycznej skrzynki na
muskularnych nogach. A rzecz działa się w pewnym wałbrzyskim atelier na
ul. B.Chrobrego, prowadzonym przez Pana Kuliga.
Jak przystało na tamte czasy, wszystkie uroczystości rodzinne musiały
być uwiecznione. I przy takiej właśnie okazji mając ok. 6 lat doznałem
zaszczytu zajrzenia pod czarną płachtę .Moim oczom ukazała się
rodzina do góry nogami, która w dodatku pojawiała się i rozmywała- to
Pan fotograf robił takie czary mary.
No i poszło w krew, pierwszy aparat Smienę + magiczne kółko naświetleń
dostałem na komunię.
Frajda była wielka, gorzej z odbitkami, sponsor wymiękł. Tu z odsieczą
przyszedł kolega z klasy, którego ojciec miał, a nie używał, coś co
przypominało powiększalnik -taka metalowa puszka z jednej strony żarówka,
zaś z drugiej obiektyw.
Po uzyskaniu zgody na użyczenie owego powiększalnika musiałem
zorganizować ciemnię, czyli pomieszczenie w pełni zaciemnione. Po wielu
rozmowach z rodzicami, został mi wyznaczony dzień, w którym mogłem
zaadoptować naszą kuchnię . W ruch poszły koce , narzuty i talerze na
odczynniki, zaś szyby w oknach użyte zostały jako suszarki. W ten sposób
powstała moja pierwsza wystawa zdjęć, których nie sposób było odkleić
od szyb bez uszkodzeń. Pominę milczeniem, co się działo w domu jak
ojciec wrócił z pracy. Zdrowy duch w narodzie jednak pozostał i zajął
się teorią, a odbitki powierzył fachowcom.
Wraz ze zdobywaniem wiedzy teoretycznej, wzrastała nieprzemożna wola
walki z samą materią, tym bardziej, że po przeprowadzce na Podzamcze
miałem swój pokój- hulaj dusza piekła nie ma.
Czasy się zmieniały, możliwości też, kompletowanie niezbędnego
instrumentarium poszło gładko i ciemnia odpaliła. Oj, te nie przespane
nocki i wszechobecny zapach odczynników!
W tym okresie na Podzamczu prężnie działał klub fotograficzny
prowadzony przez Wojtka Stańczaka i z nim rozpocząłem daleką i bogatą
drogę w fotografię. Uczestniczyłem w wielu plenerach i wystawach
poplenerowych, moje zdjęcia brały udział w konkursach organizowanych
przez miesięcznik FOTO i FOTO CREATIVE. Następnym etapem przygody z
fotografią było powstanie Wałbrzyskiego Towarzystwa Fotograficznego, w
którym brałem walny udział. Również w dalszych jego pracach, jako
organizator, lub współorganizator szkoleń i plenerów o charakterze międzynarodowym.
Hitem tamtych czasów był organizowany przez nasze Towarzystwo pod
wodzą Andrzeja Protasiuka plener aktu, który odbywał się na terenie
zamku Książ. Gdyby dziś udało się zorganizować i odpowiednio
rozreklamować podobną imprezę, to frekwencja na pewno byłaby większa,
niż na wystawie kwiatów (duszki biegające po zamku w biały dzień)!
Rozmarzyłem się….
Co dobre kiedyś się kończy, transformacja i nas nie ominęła,
sponsorów i mecenasów oraz potencjalnych zleceniodawców nagle zabrało,
każdy musiał zadbać o siebie, a niewielu udało się załapać na życie
z fotografii. Także i ja musiałem zająć się tak prozaicznym zajęciem
jakim jest handel, ale pełen nadziei powracam do hobby, choć w zupełnie
innej technologii.
Dzięki przygodzie z fotografią, miałem możliwość poznania wielu
wspaniałych ludzi i zajrzenia w takie dziury, o których wcześniej nie
miałem pojęcia.
Za największy zaszczyt jaki spotkał mnie w dziedzinie fotografii, uważam
umieszczenie mojego zdjęcia w Almanachu Polskiej Fotografii 1939-1989
redagowanego przez P. Jerzego Lewczyńskiego- wieloletniego członka ZPAFu.


















|