Kazimierz
Kozakiewicz
Kolekcjoner i fotografik
e-mail: geokaz@gazeta.pl
tel. 0603 265 298
"Trzeba żyć, a nie tylko istnieć."
[Plutarch]
Urodziłem się w Wałbrzychu, w którym ukończyłem szkołę
podstawową i średnią. Studia (dzienne) ukończyłem w Krakowie.
Studiowałem geologię (specjalność hydrogeologia) na Akademii Górniczo-Hutniczej
im. Stanisława Staszica. O wyborze Krakowa na miejsce studiów zdecydowałem
głównie z dwóch powodów. Po pierwsze, Akademia Górniczo-Hutnicza, w
odróżnieniu od Uniwersytetu Wrocławskiego i Uniwersytetu Warszawskiego
(tylko te trzy uczelnie w tamtych czasach kształciły geologów),
prowadziła jako jedyna dla geologów studia magistersko-inżynierskie, a
po drugie (i był to chyba nawet powód ważniejszy) "zadziałał"
mit Krakowa jako kulturalnej stolicy Polski.
Wybór mój okazał się wyjątkowo trafny. Na uczelni trafiłem na
znakomitą kadrę. Profesorowie: Walery Goetel (jeden z prekursorów nauki
o ochronie środowiska, którą nazwał terminem sozologia), Roman
Krajewski, Stanisław Antoni Kleczkowski, Andrzej Bolewski to legendy
polskiej geologii, o których piszą w encyklopediach. Z profesorem
Andrzejem Bolewskim miałem wykłady z mineralogii i petrografii. Ćwiczenia
z mineralogii miałem m.in. z profesorami: Witoldem Żabińskim i Wiesławem
Heflikiem, natomiast ćwiczenia z petrografii m.in. z profesorami: Włodzimierzem
Parachoniakiem i Andrzejem Maneckim.
Sam Kraków zachwycał wówczas nie tylko zabytkami i zbiorami
muzealnymi. Okres moich studiów przypadł na "złote" czasy
Teatru Starego im. Heleny Modrzejewskiej (z teatrem tym współpracowali
wtedy reżyserzy: Konrad Świnarski, Andrzej Wajda, Jerzy Grzegorzewski,
Jerzy Jarocki i Krystyna Skuszanka, o aktorach nie wspomnę; do dzisiaj
pozostał mi w pamięci m.in. spektakl "Biesy" Fiodora
Dostojewskiego,mojego ulubionego pisarza, w reżyserii Andrzeja Wajdy, ze
znakomitą oprawą muzyczną, inspirowaną śpiewami starocerkiewnymi,
Zygmunta Koniecznego i fenomenalną grą Jana Nowickiego i Wojciecha
Pszoniaka), Teatru Stu (m. in. nocny spektakl "Exodus" w
scenerii Barbakanu oświetlonego pochodniami), Piwnicy pod Baranami,
Festiwalu Piosenki Studenckiej (Natasza Czarmińska, Renata Kretówna, Elżbieta
Wojnowska, Maryla Rodowicz, Jan Wołek, Marek Grechuta, Salon Niezależnych,
Wolna Grupa Bukowina to tylko niektórzy z wykonawców występujących w
tamtych czasach w konkursie lub gościnnie na Festiwalu). To wówczas na
deskach Teatru Starego rozkwitał talent młodego Jerzego Stuhra, a głównie
na kameralnych scenach ugruntowywał się talent Marka Grechuty. W klubie
studenckim AGH do tańca grał legendarny zespół Dżamble z wokalistą
Andrzejem Zauchą, w Klubie pod Jaszczurami często miał koncerty świetny
zespół jazzu tradycyjnego Old Metropolitan Band z liderem Andrzejem Jakóbcem
grającym na trąbce, natomiast w klubie studenckim Wyższej Szkoły
Rolniczej pierwsze kroki w Kabarecie pod Budą stawiał Bohdan Smoleń. Z
innych ciekawszych wydarzeń kulturalnych z okresu studiowania w Krakowie
do dziś wspominam śpiewogrę "Na szkle malowane" (do tekstu
Ernesta Brylla muzykę skomponowała Katarzyna Gärtner) graną w Teatrze
im. J.Słowackiego oraz świetny recital Marka Grechuty w tym samym
teatrze a także rock-operę "Naga" graną przez zespół
"Niebiesko-Czarni" (z gościnnym występem Stana Borysa) na
scenie Opery i Operetki.
Po "upojnym", jeśli chodzi o kulturę i sztukę, pięcioletnim
okresie pobytu w Krakowie znalazłem się w Poznaniu, gdzie podjąłem
(bezpośrednio po studiach) pracę w Instytucie Kształtowania Środowiska.
Pomimo mocnego zaangażowania w pracę zawodową (z którą wiązały się
częste i stosunkowo długie wyjazdy w teren) starałem się mimo wszystko
nie zaniedbywać spraw kultury. Pomijając zabytki i muzea, które (te
interesujące mnie) dość szybko "zaliczyłem", w Poznaniu
zachwycił mnie przede wszystkim Polski Teatr Tańca Conrada Drzewieckiego.
Pamiętam, że olbrzymie wrażenie zrobiły na mnie m.in. układy
choreograficzne do "Pieśni" Mieczysława Karłowicza i
"Krzesanego" Wojciecha Kilara. W Poznaniu, w Hali
Widowiskowo-Sportowej "Arena", miałem też okazję zobaczyć
widowisko "Szalona lokomotywa" (do tekstów Witkacego muzykę
skomponowali Jan Kanty Pawluśkiewicz i Marek Grechuta) w reżyserii
Krzysztofa Jasińskiego z Teatru Stu i z udziałem m.in. Maryli Rodowicz i
Marka Grechuty. Nie zapomnę też nigdy znakomitego recitalu Marka
Grechuty w kameralnej scenerii Muzeum Instrumentów Muzycznych. Po trzech
latach pobytu w Poznaniu, ze względów rodzinnych, byłem zmuszony powrócić
do Wałbrzycha.
iejsce urodzenia, dom rodzinny i obecne miejsce zamieszkania z jednej
strony oraz lata spędzone w Krakowie i Poznaniu (słuchanie na studiach
wykładów wybitnych ludzi nauki oraz wycieczki do różnych kopalń i
kamieniołomów, praca naukowa, możliwość wielokrotnego podziwiania
cennych zabytków i zbiorów muzealnych, możliwość oglądania ważnych,
nieraz wybitnych, wydarzeń kulturalnych) z drugiej miały (i mają po
dzień dzisiejszy) istotny wpływ na moje zainteresowania.
Zamiłowanie do literatury, muzyki i filmu wyniosłem z domu
rodzinnego. Ojciec i starszy brat byli czynnymi zawodowo muzykami. Ojciec
namiętnie kupował książki (po Jego śmierci pozostał księgozbiór
liczący kilka tysięcy woluminów) i uwielbiał z mamą chodzić do kina.
Jeżeli tylko film był odpowiedni dla mojego wieku i wzbudzał moje
zainteresowanie, rodzice zabierali mnie do kina ze sobą. Wśród
prenumerowanych przez ojca czasopism znajdowały się m.in. tytuły:
"Nowe Książki", "Film" i "Ekran". Jak pamiętam,
w domu "od zawsze" był też adapter, stąd "od
zawsze" kupowało się płyty i słuchało muzyki.
Aktualnie do moich głównych (co nie znaczy jedynych) zainteresowań
należą:
- historia oraz rozwój gospodarczy Wałbrzycha i okolic,
- geologia, głównie mineralogia i petrografia,
- przyroda nieożywiona, szczególnie Sudetów,
- ekologia,
- estetyka i sztuka,
- muzealnictwo (historia i współczesność),
- teoria i historia kolekcjonerstwa, ze szczególnym uwzględnieniem
kolekcjonerstwa geologicznego,
- historia rzemiosła artystycznego (głównie sztuki złotniczej i
kamieniarskiej),
- historia nauk geologicznych,
- poezja,
- aforystyka.
Z powyższymi zainteresowaniami ściśle wiążą się moje pasje
kolekcjonerskie, pasja fotografowania oraz pasja uprawiania turystyki
krajowej (od kilku lat głównie regionalnej) i zagranicznej.
Pasje kolekcjonerskie to głównie zbieranie minerałów, zbieranie
wydawnictw o przyrodzie nieożywionej i tematyce geologicznej, wydawnictw
o tematyce regionalnej (przede wszystkim dotyczących Wałbrzycha),
wydawnictw dotyczących historii estetyki i sztuki, teorii i historii
kolekcjonerstwa oraz muzealnictwa, historii nauk geologicznych oraz
zbieranie wydawnictw z poezją i z aforyzmami.
Mając ograniczoną "powierzchnię składową" w mieszkaniu
(o dochodach nie wspomnę) zmuszony byłem, niestety, ograniczyć
rozwijanie moich pasji kolekcjonerskich (rozbudowę zbiorów) do minimum.
(Wdzięczny jestem instytucjom w kraju, które składają mi oferty
wystawienia moich zbiorów geologicznych, gdyż odpada mi wtedy problem
ich przechowywania.)
W skład mojej, zgromadzonej i ciągle rozbudowywanej (chociaż, z
powodów o których mowa wyżej, nie tak jak bym chciał), kolekcji okazów
geologicznych wchodzą głównie minerały Polski. Miejsce zamieszkania
(Wałbrzych leżący w centrum Sudetów) oraz urozmaicona budowa
geologiczna regionu zdecydowały, że od kilku lat specjalizuję się i
buduję kolekcję tematyczną "Minerały Dolnego Śląska". Dziś
kolekcja ta liczy ok. 3000 okazów pochodzących ze 110 miejscowości.
Najstarsze okazy zostały zebrane osobiście w 1973 roku. W skład
kolekcji wchodzą m.in.: minerały znanych wśród naukowców i
kolekcjonerów na całym świecie pegmatytów strzegomskich, minerały
Karkonoszy, Gór Kaczawskich i Pogórza Kaczawskiego, Gór Sowich oraz
minerały z tak znanych miejscowości jak: Sławniowice, Kletno, Kamieniec
k. Kłodzka, Suszyna, Szklary, Jegłowa, Borówno, Grzędy, Rędziny,
Taczalin, Stanisławów, Lubin, Rudna. Do najbardziej oryginalnych okazów
należą niewątpliwie kamienie ozdobne z grupy kwarcu - kryształ górski,
kwarc dymny, morion, ametyst, prasiolit, z grupy chalcedonu - chryzopraz
(najsłynniejszy polski kamień jubilerski), agat, lidyt, karneol, sard
oraz z grupy opalu.


Jak każdy hobbysta - kolekcjoner mam swoje preferencje. Szczególnie
interesują mnie minerały towarzyszące skałom magmowym typu melafir i
porfir. Oczywiste jest zatem, że trzon mojej kolekcji stanowią bajecznie
kolorowe agaty (mam ich ok. 1000) a ulubionym celem moich wycieczek
geologicznych są przede wszystkim Góry i Pogórze Kaczawskie, gdzie występowanie
agatów jest najbardziej obfite oraz Kotlina Kłodzka.
Oprócz minerałów Dolnego Śląska stanowiących trzon kolekcji posiadam
w swoich zbiorach również ciekawe okazy flory karbońskiej z Dolnośląskiego
Zagłębia Węglowego i skrzemieniałego drewna. Ponadto mogę się
poszczycić bardzo dobrą kolekcją okazów minerałów złóż cynku i ołowiu
z rejonu Olkusza.
Dlaczego zbieram okazy geologiczne, głównie minerały z regionu
Dolnego Śląska? Na pewno dla ich piękna i własnej satysfakcji z faktu
posiadania tych "dzieł", "cudów" Natury. (Ładnie, a
przy tym trafnie, ideę kolekcjonerstwa określił przed laty nieżyjący
już historyk sztuki z Krakowa - profesor Ignacy Trybowski pisząc, iż:
"najczystszą formę kolekcjonerstwo przybiera tam, gdzie u jego
podstaw leży bezinteresowna pasja, głęboka potrzeba estetyczna,
pozbawiona ubocznych względów, gdzie znawstwo i zamiłowanie idą w
parze ze smakiem artystycznym"). Ale również dlatego, żeby ustrzec
ciekawe, nieraz cenne, unikalne okazy z danego miejsca przed rozproszeniem
(np. wywiezieniem za granicę) a często i zniszczeniem. Znane są mi
przypadki, że po śmierci kolekcjonera jego kolekcja jest wyprzedawana w
częściach różnym podmiotom czy (jeszcze gorzej) rozdawana przez rodzinę
przypadkowym osobom albo nawet (co woła już o pomstę do Nieba)
wyrzucana na śmietnik. Nieszczęściem polskiego kolekcjonerstwa
geologicznego (w ogóle każdego), jest też jego komercjalizacja i związani
z nią pseudokolekcjonerzy (czytaj hochsztaplerzy), którzy starają się
przechwytywać wartościowe okazy nie po to, aby wzbogacić własną
kolekcję, ale po to, aby sprzedać je później z dużym zyskiem, nie ważne
komu. Dlatego wiele okazów wywożonych jest za granicę. Muzeów i placówek
naukowych dzisiaj przeważnie nie stać na zakup nowych eksponatów. Na
miarę swoich (ograniczonych) możliwości finansowych ja staram się
takie ciekawsze okazy "wychwytywać". Czyż nie jest absurdem,
że w swojej kolekcji posiadam okazy ze Strzegomia i Stanisławowa kupione
bądź wymienione w czasie wyjazdów do Czech oraz do Francji. Ponadto
niemal regułą jest, że polskie muzea ze zbiorami geologicznymi
nastawione są na gromadzenie okazów dużych i interesuje je aspekt głównie
dydaktyczny (i to bardziej popularyzatorski niż naukowy). A tymczasem często
tę finezję, kunszt sił twórczych Natury widać na małej przestrzeni
(powierzchni), w okazach o niewielkich rozmiarach. Najlepiej to chyba widać
na przykładzie małych albo wręcz malutkich agatów z miejscowości Płóczki
k. Lwówka Śląskiego czy różnych form zrostów niewielkich kryształów
kwarcu (kryształu górskiego) z Taczalina, Jegłowej albo Sławniowic.
Zresztą często małe okazy geologiczne, np. z pegmatytów strzegomskich
mają dużą wartość naukową.
Przy gromadzeniu zbiorów geologicznych mniej interesuje mnie aspekt
czysto geologiczny, mineralogiczny a bardziej działalność twórcza,
"artystyczna" Natury. O włączeniu danego okazu do kolekcji
rozstrzyga (pomijając okazy rzadkie, rzeczywiście ciekawe, mające wartość
poznawczą, naukową) w mniejszym stopniu kryterium czysto geologiczne
(mineralogiczne) a w większym estetyczne, decyduje podziw dla kunsztu,
precyzji, "artyzmu" Natury. Gromadzona kolekcja jest zatem
przede wszystkim wyrazem uznania dla Natury - malarza (agaty, jaspisy,
dendryty manganowe, rysunek z tlenków żelaza itp.) oraz Natury - rzeźbiarza
(kształty kryształów, zbliźniaczenia i zrosty kryształów, formy
naciekowe, konkrecje i in.). Dlatego, chcąc uchwycić tę różnorodność
"dzieł artystycznych" Natury, do kolekcji włączanych jest po
kilka, kilkanaście a nieraz nawet po kilkadziesiąt okazów tego samego
minerału z jednego miejsca występowania. Reasumując interesuje mnie
relacja Natura - sztuka, Natura - estetyka.
Pasjonuje mnie też gromadzenie wydawnictw (nie tylko literatury)
dotyczących moich zainteresowań. Jak każdego kolekcjonera, szczególnie
cieszy mnie zdobywanie rzeczy dziś rzadkich i trudnodostępnych, na przykład
publikacji przedwojennych lub wydanych za granicą. Antykwariaty zacząłem
odwiedzać regularnie już w czasach studenckich i robię to do dzisiaj.
Trzeba przyznać, że obecnie dużym ułatwieniem jest tu internet.
Najbardziej cieszą mnie zdobyte wydawnictwa przedwojenne dotyczące Wałbrzycha
i geologii. Ale mam też przedwojenne wydania literatury dotyczącej
muzealnictwa czy przedwojenne wydania poezji, na przykład A. Mickiewicza,
J. Słowackiego, C. K. Norwida.

Dużo satysfakcji daje mi też fotografowanie. Główne tematy moich
fotografii to:
- przyroda nieożywiona Sudetów,
- pejzaż sudecki,
- Wałbrzych i okolice,
- Bretania we Francji,
- córka.
Fotografując przyrodę nieożywioną, podobnie jak przy zbieraniu okazów
geologicznych, interesuje mnie przede wszystkim relacja Natura - sztuka.
Fotografując jakąś formę geologiczną (np. skałkę) owszem, patrzę
na nią również jako na efekt procesów geologicznych na przestrzeni
tysięcy czy milionów lat, ale patrzę przede wszystkim jak na dzieło
sztuki, które stworzyła Natura. W moim przypadku oglądanie natury to w
mniejszym stopniu podziw i uznanie profesjonalisty - przyrodnika z wykształcenia
- dla sił przyrody, a bardziej fascynacja odbiorcy (widza) dziełem
sztuki, którego twórcą jest Natura. Inaczej mówiąc moje zdjęcia
bardziej odzwierciedlają moją wrażliwość estetyczną na piękno
przyrody nieożywionej niż spojrzenie zawodowe geologa. Oczywistym jest,
że istnieje tu ścisły związek pomiędzy odbiorem tej
"sztuki" a wiedzą i gamą wartości wyznawanych przez odbiorcę.
Tak jak wykształconemu artyście plastykowi czy historykowi sztuki łatwiej
(czytaj: pełniej, w sposób bardziej świadomy, dojrzały) jest, a
przynajmniej powinno być, odbierać, przeżywać piękno dzieł
plastycznych, tak przyrodnikowi łatwiej (bardziej świadomie) jest
odbierać piękno natury.
Pragnąc uchwycić te "impresje Natury" przy fotografowaniu
krajobrazów oraz różnych form geologicznych staram się nie korzystać
z osiągnięć techniki i różnych "sztuczek", nie ingerować w
ujmowany kadr techniką. Chcąc uchwycić prawdziwe (naturalne) piękno
magicznego świata przyrody nieożywionej fotografie powinny mieć
dokumentalny (w sensie - maksymalnie obiektywny, rzeczywisty) charakter.
Ktoś powiedział, że fotografia to oscylowanie między dokumentem a
kreacją. W przypadku fotografowania przyrody nieożywionej bliższe jest
mi inne stwierdzenie, a mianowicie, że im krótszy jest czas między
spojrzeniem a naciśnięciem na spust migawki, tym lepiej widać duszę
fotografującego. Moim zdaniem fotografia przyrody, a przyrody nieożywionej
w szczególności, powinna pokazywać prawdę a nie być kreacją,
manipulacją obrazu. A jeśli już kreacji tej nie da się, z jakichś
względów, zupełnie wyeliminować, to powinna ona być wyrazem wrażliwości
estetycznej i oddaniem "stanu ducha" fotografującego w momencie
naciskania na spust migawki, a nie efektem jego wyobraźni i popisem
korzystania z osiągnięć techniki czy nowych technologii. Jak mawiał
zaprzyjaźniony (nieżyjący już) artysta plastyk Zbylut Grzywacz -
profesor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie i znany w kraju kolekcjoner
minerałów i skamieniałości, na fotografiach o tematyce przyrodniczej
powinno być "widać" samą przyrodę a nie autora zdjęć.




Lubię też fotografować Wałbrzych, z pięknem jego
pejzaży i architektury odnowionych budynków oraz z intrygującą szpetotą
uliczek, podwórek i zaułków starej (przedwojennej) zabudowy oraz
dawnych, zaniedbanych obiektów przemysłowych, a także z urokliwą
brzydotą zabudowy na tzw. nowych osiedlach mieszkaniowych. Fotografuję
też okolice Wałbrzycha. Moje zdjęcia z Wałbrzycha i regionu wałbrzyskiego
(dawne województwo wałbrzyskie) można znaleźć w Rocznikach Województwa
Wałbrzyskiego i Wałbrzyskim Informatorze Kulturalnym, z redakcjami których
przed kilku laty współpracowałem.


Jednym z celów fotografii jest uwiecznianie wspomnień z podróży,
zatrzymywanie w kadrze chwil ulotnych - krótkich niczym mgnienie oka. Cel
ten w swoich podróżach po Europie realizowałem, w zależności od
atrakcyjności miejsca, z różną intensywnością. Najwięcej zdjęć
zrobiłem w czasie pobytów w Bretanii we Francji. Bretania urzeka i olśniewa,
zarówno pięknem przyrody jak i architektury.
Skaliste wybrzeże Półwyspu Quiberon oraz prehistoryczne menhiry w
Carnac na południu budzą szacunek i pokorę swoją surowością i
tajemniczością, Côte de Granit Rose (Wybrzeże Różowego Granitu) i
Ile de Brehat (wyspa) na północy urzekają dzikimi krajobrazami.
Miejscowość Pont-Aven wzbudza zachwyt swoją malowniczością, grą barw
i światła, nie dziwi zatem, że malował tam sam Paul Gauguin (a także
Polak Władysław Ślewiński). Duże wrażenie robią miasta - warownie:
Concarneau i St-Malo. Ciekawe zamki można zobaczyć w Josselin, Pontivy i
Suscinio. Swój specyficzny urok (często ze wspaniałymi starymi domami z
muru pruskiego i granitu, kościołami lub murami obronnymi) mają takie
miasta jak Quimper, Vannes, Guingamp, Tréguier, Lannion, Dinan, Lorient,
Morlaix, Roscoff. Specyfiką Bretanii są parafialne zespoły kościelno -
cmentarne z bogato rzeźbionymi w granicie kalwariami. Takie kalwarie można
zobaczyć m.in. w Guéhenno, Pleyben, Plougastel - Daoulas i St-Thégonnec.
Wrażenie robi też słynne z pielgrzymek sanktuarium Ste-Anne-d'Auray.
Swoją "innością" zadziwiają przybyszy przypływy i odpływy
morza, zmieniające w krótkim czasie zupełnie pejzaż. Wreszcie
absolutnie zniewala swoim pięknem Mont-St-Michel, góra - wyspa ze średniowiecznym
klasztorem benedyktyńskim, która co prawda leży już w Normandii, ale w
bezpośrednim sąsiedztwie Bretanii (w której notabene w przeszłości leżała,
a w ręce Normanów dostała się w wyniku zmiany biegu granicznej rzeki
Couesnon). Guy de Maupassant o Mont-St-Michel pisał:
"Dotarłem do olbrzymiej sterty skał, na której stoi niewielki
gród zdominowany przez wielki kościół.
Wspiąwszy się stromą, wąską ulicą wszedłem do najcudowniejszego
gotyckiego domu, jaki kiedykolwiek
uczyniono Bogu na tej Ziemi…".
Wielki pisarz bretoński - Louis Guilloux (1899 - 1980) z St-Brieuc
napisał o Bretanii:
"Tym, którzy nigdy tu nie przybyli, pozwalam sobie doradzić aby
zbyt długo nie zwlekali".
Miał rację. W Bretanii byłem dotychczas trzykrotnie (wyjazdy te
organizowało Stowarzyszenie "Dom Bretanii" w Wałbrzychu) i chętnie
bym tam jeszcze kiedyś pojechał. Pozostałością po dotychczasowych
wyjazdach do tego uroczego regionu Francji są zdjęcia w moim archiwum.
Część z nich (w dużym formacie) była pokazywana na wystawie:
"Bretania - wałbrzyskie peregrynacje" w Wałbrzychu,
Boguszowie-Gorcach, Świebodzicach, Poznaniu i Dąbrowie Górniczej.



Moje zdjęcia z pamiętnej powodzi w 1997 roku wraz ze zdjęciami
Kazimierza Dobrowolskiego ze Świdnicy były wykorzystane przez wałbrzyską
Galerię Książki przy Bibliotece pod Atlantami na wystawie starodruków
z Kłodzka - "Ocalone z powodzi".
Zdaniem profesora Piotra Hübnera - socjologa z Uniwersytetu Mikołaja
Kopernika w Toruniu (również kolekcjonera) zbieranie dla siebie,
chowanie kolekcji przed światem, jest bardziej chorobą, obsesją niż
hobby. Stwierdziwszy w którymś momencie, że moje zbiory mineralogiczne
są już na tyle duże i atrakcyjne, zarówno pod względem estetycznym
jak i merytorycznym, że warto je pokazywać nie tylko najbliższym
znajomym ale również szerszej publiczności, postanowiłem zaprezentować
je na wystawach. Pierwszy raz niewielką część swojej kolekcji
mineralogicznej pokazałem publicznie w 1997 roku na wystawie zbiorowej członków
Oddziału Sudeckiego Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk o Ziemi -
"Kwiaty Ziemi", prezentowanej w Muzeum w Wałbrzychu. (Byłem
kuratorem tej wystawy.)
Jako osoba zajmująca się od wielu lat z jednej strony dość aktywnie
fotografowaniem, z drugiej zaś kolekcjonowaniem okazów geologicznych (głównie
minerałów) w pewnym momencie zacząłem zastanawiać się nad
przygotowaniem wystawy autorskiej, która łączyłaby te dwie moje pasje.
Miejsce zamieszkania oraz wykształcenie i zainteresowania zdecydowały
głównie o tym, że na temat wystawy wybrałem przyrodę nieożywioną
Dolnego Śląska. Wpływ na wybór tematu wystawy miały również inne
powody. Oglądając wydawnictwa albumowe poświęcone przyrodzie polskiej
w skali kraju z przykrością stwierdzałem, że większości fotografikom
polskim (nawet tym najwybitniejszym) przyroda w Polsce najczęściej
kojarzy się z lasem, kwitnącym rzepakiem, bocianami (rzadziej czaplami
czy żurawiami), żubrami, jeleniami lub salamandrami oraz pejzażem o
wschodzie i zachodzie Słońca (szczególnie nad wodą). Przyroda nieożywiona
jest w tych wydawnictwach niemal zupełnie pomijana. Trochę lepiej sprawa
ma się z wydawnictwami - monografiami poświęconymi poszczególnym
pasmom górskim. Są więc albumy poświęcone Tatrom (jest ich chyba
najwięcej), Pieninom, Beskidom, Bieszczadom, Karkonoszom ale czyż nie
jest skandalem, że ostatnia monografia Gór Stołowych, tego arcydzieła
Natury - nie licząc malutkiej książeczki pt.: "Park Narodowy Gór
Stołowych", wydanej w ramach serii "Spotkania z przyrodą"
(nazwa "Przewodnik kieszonkowy" mówi sama za siebie) - ukazała
się jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia?
Tak więc część fotograficzna wystawy miała przypominać, że pod
pojęciem "przyroda" kryje się nie tylko przyroda ożywiona
(flora i fauna) ale również przyroda nieożywiona (naturalne formy i
zjawiska geologiczne, odkrywki geologiczne itd.). Miała również zwrócić
uwagę na potrzebę ochrony naszego dziedzictwa geologicznego, zachowania
go dla nas samych i dla przyszłych pokoleń. W dzisiejszych czasach bezmyślność
(brak kultury?) pseudoturystów przekracza wszelkie granice i widoczna
jest nawet w parkach narodowych. Chodzenie poza wyznaczonymi trasami
turystycznymi, śmiecenie, pisanie spray'em po skałkach (np. Kukułcze
Skały czy Pielgrzymy w Karkonoskim Parku Narodowym) jest na porządku
dziennym. Dzisiaj nikt też nie dba o naturalne czy sztuczne odsłonięcia
geologiczne. Np. naturalne odsłonięcia fałdu w Jugowicach, gm. Walim (Góry
Sowie) czy fałdu w okolicach dworca kolejowego Wałbrzych Miasto zarosły
drzewami - samosiejkami oraz chwastami i zrobienie zdjęcia jest bardzo
utrudnione czy wręcz niemożliwe. W sztucznym odsłonięciu (były
kamieniołom) w Okrzeszynie, gm. Lubawka urządzono "dzikie"
wysypisko śmieci. Przykłady można by mnożyć.

© Wałbrzych (Stary Zdrój) - fałd w utworach karbońskich
Nad przygotowaniem wystawy pracowałem prawie trzy lata.
Zrobiłem w tym czasie ponad 2000 zdjęć (ok. 80% fotogramów
pokazywanych na wystawach pochodzi z tego okresu). Musiałem też uzupełnić
kolekcję minerałów, aby wystawa była w miarę reprezentatywna.
Wszystkie przygotowane na wystawy fotogramy prezentują piękno przyrody
nieożywionej Sudetów i Przedgórza Sudeckiego. Podziwiać można na nich
m.in. piękno Karkonoszy, Rudaw Janowickich, Gór Kaczawskich i Pogórza
Kaczawskiego, Gór Kamiennych, Gór Wałbrzyskich, Gór Sowich, Gór Stołowych,
Masywu Śnieżnika i Gór Złotych oraz Masywu Ślęży. Dobierając okazy
geologiczne na wystawę, uważałem za mniej istotny charakter dydaktyczny
wystawy (na wystawach w muzeach przy placówkach naukowych aspekt
dydaktyczny z oczywistych względów nie mógł być nadmiernie
ignorowany). Sądzę, że jeśli ekspozycja ta ma już czegoś uczyć, to
nie tyle mineralogii czy szerzej geologii, co umiejętności patrzenia i
widzenia, dostrzegania rozmaitości oraz piękna form i kolorów w
"zaczarowanym" świecie kamieni a w konsekwencji ma kształtować
poczucie estetyki. Przygotowaną wystawę nazwałem: "Geofascynacje.
Przyroda nieożywiona Dolnego Śląska w fotografii i własnych zbiorach
geologicznych Kazimierza Kozakiewicza." Otwarcie wystawy odbyło się
17 listopada 2000 roku w sali wystaw czasowych w siedzibie Muzeum w Wałbrzychu
przy ul. 1-go Maja 9, gdzie można ją było oglądać przez okres 3 miesięcy.
Wystawa ta była prezentowana również w Muzeum Przyrodniczym Instytutu
Systematyki i Ewolucji Zwierząt PAN w Krakowie (9 miesięcy), w Muzeum
Ziemi Kłodzkiej w Kłodzku (5 miesięcy), w Muzeum Mineralogicznym im.
Kazimierz Maślankiewicza Uniwersytetu Wrocławskiego we Wrocławiu (przez
ponad 4 lata!) oraz "na raty" dwukrotnie w Muzeum Złota w Złotoryi.
Aktualnie (od ubiegłego roku) niewielka część tej wystawy prezentowana
jest w Oddziale Muzeum Przemysłu i Techniki w Wałbrzychu przy ul.
Wysockiego 28.

Pierwotnie na wystawę tę przygotowałem 152 fotogramy i
ok. 2000 okazów geologicznych ze 106 miejscowości. Dzisiaj dla potrzeb
wystawy przygotowanych jest 170 fotogramów i ok. 2500 okazów ze 110
miejscowości.
Liczba fotogramów i okazów geologicznych pokazywanych w danej miejscowości
zależy od możliwości ekspozycyjnych sali wystawowej jaką dysponuje
organizator wystawy. (W Krakowie miałem do dyspozycji powierzchnię ok.
300 m2, we Wrocławiu tylko 40m2.)
Walory estetyczne wystawy docenił wspomniany już artysta
malarz (oraz znany w Polsce kolekcjoner minerałów i skamieniałości)
Zbylut Grzywacz - profesor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (artykuł w
Przeglądzie Geologicznym nr 1/2002), natomiast stronę merytoryczną
(naukowo - dydaktyczną) wystawy wysoko ocenili profesorowie-mineralodzy:
Andrzej Manecki z Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w
Krakowie i Michał Sachanbiński z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Z różnorakich względów wiele osób w różnym wieku,
mimo swoich zamiłowań, nie uprawia turystyki a tym samym słabo zna
Sudety, rzadko bywa w muzeach czy na wernisażach wystaw, nie miało też
okazji oglądać mojej wystawy. Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że
przygotowanie takiej ekspozycji jak "Geofascynacje" wymaga
olbrzymiego wysiłku organizacyjnego i dużych nakładów pracy (i finansów).
Poza tym, nie wszędzie też taką wystawę można pokazać. Dlatego swoje
zafascynowanie przyrodą nieożywioną i pasję fotograficzną postanowiłem
połączyć z zainteresowaniem poezją. W tym celu nawiązałem, w ubiegłym
roku, kontakt z wałbrzyską Grupą Poetycko-Artystyczną ERRATO. Posiadając
spory zbiór poezji wybieram wiersze o określonej tematyce, a następnie,
stosownie do ich treści, dobieram zrobione przeze mnie bądź moją córkę
zdjęcia. W trakcie spotkania poetyckiego Grupa ERRATO czyta (recytuje)
wiersze, a w tym czasie na ekran rzucane są zdjęcia.

Aby uatrakcyjnić spotkanie co kilka wierszy puszczana jest muzyka, również
ilustrowana zdjęciami. Dotychczas razem z Grupą ERRATO przygotowaliśmy,
z okazji Międzynarodowego Dnia Ziemi, spotkanie z poezją pt.:
"Rozmowa z kamieniem", na którym były prezentowane wiersze
m.in. K.K.Baczyńskiego, Z.Herberta, M.Jachimowicza, A.Mickiewicza, Cz.Miłosza,
T.Różewicza, W.Szymborskiej i ks. J.Twardowskiego. Po pierwszym doświadczeniu
(widząc reakcje publiczności) wydaje mi się, że takie spotkania dobrze
będą służyć zarówno popularyzacji przyrody nieożywionej Sudetów
oraz uroków Wałbrzycha i okolic jak i popularyzacji samej poezji. A poza
tym przygotowanie takiego spotkania jest dużo łatwiejsze organizacyjnie,
nie wymaga dużych nakładów finansowych i można łatwo wszędzie z nim
dotrzeć. Aktualnie jesteśmy w trakcie przygotowywania kolejnego wieczoru
poetyckiego z okazji Międzynarodowego Dnia Poezji i mam już pomysły
tematów na następne spotkania.
Swoją wiedzą i doświadczeniami związanymi z zainteresowaniami dzielę
się też w inny sposób. Od 1979 roku jestem współorganizatorem giełd
minerałów, które w przeszłości odbywały się w hali wałbrzyskiego
OSiR-u, w Zamku Książ a od kilku lat organizowane są w Teatrze
Zdrojowym im. H. Wieniawskiego lub w uzdrowiskowej hali spacerowej w
Szczawnie Zdroju. Bardzo mocno (społecznie) byłem zaangażowany w
organizację Międzynarodowych Targów Kamienia i Maszyn w Wałbrzychu.
(Dlatego nie mogę przeboleć, że tę wspaniałą, tak intensywnie
rozwijającą się i promującą świetnie Wałbrzych, imprezę z braku
odpowiednich warunków wystawienniczych organizatorzy przenieśli do Hali
Ludowej we Wrocławiu). Od wielu lat współpracuję też z Muzeum w Wałbrzychu
(aktualnie jestem członkiem Rady Muzealnej), Muzeum Złota w Złotoryi,
Muzeum Ziemi Kłodzkiej w Kłodzku, Muzeum Mineralogicznym im. Kazimierza
Maślankiewicza Uniwersytetu Wrocławskiego.
Ponadto stałe kontakty utrzymuję z profesorem Michałem Sachanbińskim z
Instytutu Nauk Geologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego, profesorem Wiesławem
Krzemińskim z Muzeum Przyrodniczego ISiEZ PAN w Krakowie oraz doktorem
Stanisławem Czarnieckim, emerytowanym pracownikiem naukowym Pracowni
Historii Geologii Instytutu Nauk Geologicznych PAN w Krakowie.
Za osiągnięcia w popularyzacji nauk o Ziemi na IX Walnym Zjeździe
Delegatów Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk o Ziemi w 2001 roku
nadano mi tytuł członka honorowego. Do tego Towarzystwa należę od 1978
roku (jestem również członkiem Polskiego Towarzystwa Geologicznego,
PTTK i Stowarzyszenia "Dom Bretanii").
Na swoim koncie mam też różne opracowania i publikacje związane z
moimi zainteresowaniami. Pomijając artykuły, referaty i opracowania
okolicznościowe, są to:
- Zarys dziejów wodociągów wałbrzyskich do 1945 roku. Materiały z
konferencji: Zabytki techniki
wodociągowej Polski, Wrocław 1989.
- Folder "Wałbrzych - miasto poszukiwaczy i kolekcjonerów
minerałów", 1996.
- Fascynujący świat kamieni a pasja zbieractwa. Broszura wydana z
okazji wystawy "Kwiaty Ziemi", Muzeum w Wałbrzychu, 1997.
- Wałbrzyskie kamieniem stoi, w: Rocznik Województwa Wałbrzyskiego
1998. WTSK, Wałbrzych 1998.
- Rys historyczny wodociągów wałbrzyskich do 1945 roku, w: Kronika
Wałbrzyska, Tom XI, WTK, Wałbrzych 1999.
- Koncepcja zagospodarowania obiektów po eksploatacji górniczej w
rejonie Wałbrzyskich Kopalń Węgla Kamiennego z zestawieniem obiektów
likwidowanych, Instytut Górnictwa Odkrywkowego "Poltegor-Instytut",
Wrocław 1999. (współautor, praca niepublikowana)
- Scenariusze rozwoju gmin powiatu ziemskiego wałbrzyskiego zagrożonych
degradacją środowiska i bezrobociem w związku z likwidacją górnictwa
węgla kamiennego, Instytut Górnictwa Odkrywkowego "Poltegor-Instytut",
Wrocław 2000. (współautor)
- Geofascynacje. Broszura wydana z okazji wystawy "Geofascynacje.
Przyroda nieożywiona Dolnego Śląska w fotografii i własnych
zbiorach geologicznych", Muzeum w Wałbrzychu, 2000.
Od kilku lat zbieram materiały do napisania monografii o historii
polskiego kolekcjonerstwa
geologicznego. Wydaniem takiej monografii zainteresowane jest Muzeum
Przyrodnicze ISiEZ PAN w Krakowie.
© Kazimierz Kozakiewicz
|