Zaproszenie do prezentacji

I EDYCJA

Michał DROHOMIRECKI

Eugeniusz SKARUPA

TYWOREK

Marek KUNCER

Karolina WRÓBLEWSKA

Marcin JAGIELLICZ

Rafał MYSIOR

Kazimierz KOZAKIEWICZ

Kazimierz SZYMELA

Krzysztof ADAMCZYK

Karolina CHOCHOL

II EDYCJA

Wyniki losowania II edycji

Marcin DURCZAK

Bolesław BRZUCHACZ

Marek HENCZKA

Tomasz CHYZIŃSKI

Monika JUCHNIEWICZ

Ewa KOKOSZKA

Marek BACHMATIUK

III EDYCJA

Wyniki losowania III edycji

Takis MAKANDASIS

Barbara MALINOWSKA

Katarzyna GIELEC

Wiesław ŻYWICKI

Danuta GÓRALSKA-NOWAK

Lila KONAT

IV EDYCJA

Janusz BARTKIEWICZ

Joanna KOSTRZEWSKA

Tomasz NASIÓŁKOWSKI

Maria KRAJEWSKA

V EDYCJA

Zaproszenie do prezentacji

Liliana GRONUŚ

Estera GRABARCZYK

Paweł GÓRECKI

Margareta PELESZ

Kamila SKRUSZENIEC

 

    Wałbrzyszanie i ich pasje

 

EUGENIUSZ SKARUPA (1957)
mistrz Świata Inwalidów w podnoszeniu ciężarów - Anglia 1981r
-  wicemistrz Igrzysk Paraolimpijskich w Arnhem (Holandia) z 1980 roku 
-  działacz społeczny walczący o prawa osób niepełnosprawnych,
-  ciężarowiec, trener II klasy LA
-  pasjonat ... życia!

"Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać!"

W 1958 roku Polskę nawiedziła epidemia choroby Heinego Medina. Wiele malutkich istnień przyjęła do siebie Matka Ziemia, na zawsze. Ja znalazłem się w znacznie mniejszej części tych dzieci, które przeżyły. A zatem osobą niepełnosprawną jestem niemalże od urodzenia.

Nazywam się Eugeniusz Skarupa, mam 49 lat, jestem rodowitym Wałbrzyszaninem, ale i nie wstydzę się mojego Szczawna Zdroju, gdzie mieszkam od zawsze.
Jestem absolwentem AWF we Wrocławiu (1991), posiadam wykształcenie wyższe - trenerskie (trener II klasy Lekkiej Atletyki)

Mam kilka pasji:

  • najdłużej uprawiane to walka o pełne prawo osób niepełnosprawnych w polskim społeczeństwie, konieczność przerodziła się w pasję
  • kiedyś bardzo uspokajało mnie majsterkowanie przy elektronice, lubiłem naprawiać radia, telewizory. Dziś to zaczyna mnie irytować z prozaicznego względu, słabszy wzrok, a elektronika coraz bardziej miniaturowa.
  • sport; zacząłem od pozycji zawodnika w podnoszeniu ciężarów, potem stałem się działaczem i to nie tylko w sporcie niepełnosprawnych, dziś dalej jestem działaczem - założyłem i prezesuje Klubowi Sportowemu Niepełnosprawnych "START" w Wałbrzychu
  • na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia zaraziłem się medycyną Wschodu i poprzez nią zgłębiłem nieco wiedzę na temat filozofii Wschodu
  • najmłodsza moja pasja to mój pojazd trzykołowy, na którym przemierzyłem przez dwa sezony letnie ponad 1500 km (pedałując rękoma), pokonując dziennie do 30 km poznając dogłębnie zarówno uroki Wałbrzycha jak i jego bariery dla niepełnosprawnych ruchowo Wałbrzyszan.

* Pragnę skoncentrować się na trzech ostatnich pasjach.

I. SPORT

Początek mojej kariery sportowej to rok 1974. Wtedy to mój nauczyciel i zarazem trener sekcji podnoszenia ciężarów - Jerzy Mysłakowski - namówił mnie do pierwszego startu w zawodach. Było to w Zakładzie Szkolenia Inwalidów we Wrocławiu, gdzie uczyłem się w Liceum Elektromechanicznym.
We wrześniu 1974 roku w naszej szkole odbyła się Spartakiada Szkolna we wszystkich możliwych dyscyplinach sportowych. W tym sportowym święcie udział wzięły podobne szkoły z Warszawy i Poznania. Na tej Spartakiadzie podniosłem 82,5 kg ( jak na typowego amatora, nie mającego pojęcia o technice wyciskania, było to bardzo dużo, ważyłem wtedy 46 kg) w tzw. wadze muszej - do 51kg, i to była już do końca moja kategoria wagowa.

Wszyscy potocznie mówiliśmy, że podnosimy ciężary, jednak było to wyciskanie z ławeczki w pozycji leżącej. Na widełkach leżała sztanga z określonym ciężarem. Zawodnik kładł się na ławeczkę, pod sztangę. Gryf sztangi leżał w pozycji nieruchomej 2,5 cm nad klatką piersiową, mierzonej na wysokości sutków.
Konkurencja polegała na wyciśnięciu (obie ręce winny cisnąć w miarę równo, bez momentu zatrzymania) sztangi, utrzymaniu jej w pozycji nieruchomej przez 3 sekundy i położeniu na widełki w sposób kontrolowany.
Pierwsze moje poważne zawody to Mistrzostwa Polski Inwalidów w Podnoszeniu Ciężarów, które odbyły się w 1975 r. w Gdańsku. Tam poznałem smak porażki. Walczyłem o złoty medal, kładąc się pod ciężar 112,5 kg. Wprawdzie wycisnąłem sztangę, lecz stosunkiem 2 : 1 sędziowie nie zaliczyli mi tego boju. Musiałem pogodzić się z IV miejscem, najbardziej nie lubianym przez zawodników. Wtedy rekord Polski w mojej wadze wynosił 130 kg. Był to dla mnie wówczas nierealny wynik.

1976 rok - to początek "zbierania" medali. W lipcu w Zielonej Górze odbyły się VII Ogólnopolskie Igrzyska Sportowe Inwalidów, w których brało udział 7 krajów z obozu socjalistycznego / Czechosłowacja, Bułgaria, Węgry, NRD, Jugosławia, Rumunia i Polska/. Była to impreza z udziałem sportowców z różnych dyscyplin m.in. lekkoatletyka, pływanie, podnoszenie ciężarów, strzelanie. Dla ciekawości podam, że dla lekkoatlety na wózku najdłuższym wówczas dystansem było 400 metrów.
Na tych Igrzyskach zdobyłem złoty medal z wynikiem 122,5 kg. Przy dekoracji, w momencie zawieszania mi medalu na szyję medal upadł na ziemię. Według przesądnych była to zapowiedź drogi sukcesów, no i sprawdziło się.

1977 rok to Mistrzostwa Polski Inwalidów w Podnoszeniu Ciężarów w Lublinie. Na tych zawodach co prawda medali nie było, ale tytuł Mistrza Polski wywalczyłem, był to mój pierwszy tytuł mistrzowski.
W 1978 roku organizatorem Mistrzostw Polski był "START" w Gdańsku. Tym razem Gdańsk okazał się być szczęśliwym miastem, zdobyłem kolejny złoty medal.

W 1979 roku "START" Wrocław był organizatorem VIII Igrzysk Sportowych Spółdzielczości Inwalidów z udziałem m.in. Francji, Szwecji, Austrii, Anglii, łącznie udział brało 10 krajów. I tu również złoto, rekord Polski poprawiłem wtedy o 12,5 kg, Nowy rekord ustanowiłem ciężarem 150 kg. Należy podkreślić, że ten wynik przekraczał trzykrotnie mój ciężar ciała.
Międzynarodowe sukcesy rozpoczęły się rok wcześniej. Pierwszy mój wyjazd za granicę to maj 1978 rok, Paryż - brązowy medal na Mistrzostwach Europy.
Miesiąc później pojechałem do Anglii na Mistrzostwa Świata i tu srebrny medal. Ogromny sukces, zostałem Wicemistrzem Świata.

Zawody w Anglii odbywają się cyklicznie co roku w miejscowości Stocke Mande Ville. Jest to miejsce, w którym zrodził się sport osób najbardziej poszkodowanych, czyli tych po urazie kręgosłupa z niedowładem dwóch lub czterech kończyn.

W 1979 r. oprócz wrocławskiej imprezy o randze międzynarodowej, we francuskiej miejscowości Angeres odbyły się Mistrzostwa Europy w Podnoszeniu Ciężarów. Zawody były jednodniowe, zakończyły się o 3 nad ranem. Z tych zawodów oprócz wspomnień został mi się na pamiątkę brązowy medal.
I nadszedł rok 1980 - rok olimpijski. W Łodzi na przedolimpijskim sprawdzianie osiągnąłem najlepszy rekordowy wynik w swojej 16 - letniej karierze: otóż przy wadze ciała 49,200 kg wycisnąłem ciężar 157,5 kg.
Pod koniec czerwca wraz z 80-osobową ekipą udałem się do Holandii, gdzie w znanym dla Polaków mieście Arnhem odbyły się Paraolimpijskie Igrzyska z udziałem 42 państw. Na mojej jedynej olimpiadzie zdobyłem srebrny medal z wynikiem 152,5 kg. Jest to dla mnie najbardziej wartościowy medal, w końcu olimpiada jest celem i marzeniem każdego sportowca.

Pod koniec roku olimpijskiego, w listopadzie, w Opolu odbyły się Mistrzostwa Polski, do kolekcji dołożyłem kolejne złoto.

1981 rok to kolejne złoto na Mistrzostwach Polski w Człuchowie.
W 1982 r. na Mistrzostwach Polski w Elblągu po bardzo nieuczciwej walce i pokazem praw gospodarza, zdobyłem srebro i za 2 tygodnie jako wicemistrz Polski wraz z elbląskim mistrzem pojechałem do Anglii na Mistrzostwa Świata. Tam zdobyłem tytuł Mistrza Świata dźwigając ciężar 150 kg. Mój konkurent z Elbląga podniósł 115 kg. W tym miejscu należy się pewne, a istotne wyjaśnienie. Otóż nieuczciwość Elbląga jako organizatora polegała na nieprawdziwym zapisie wagi ciała mojego konkurenta (wpisano mniejszą wagę ciała niż w istocie ważył) jak również na nieuczciwym pomiarze wysokości gryfu sztangi nad klatką piersiową. Ta wysokość była na tyle istotna, że naliczając wysokość np. 5 cm zawodnik był w stanie wycisnąć ciężar o 10 kg większy, niż by to było uczciwie. A zatem porażka mistrza Polski ze mną w Anglii polegała głównie na należytym pomiarze wysokości gryfu nad klatką.

1983 r. to złoto na Mistrzostwach Polski we Wrocławiu.
W tym samym roku w Paryżu odbyły się Mistrzostwa Świata w wielu dyscyplinach. Ja oczywiście dźwigając ciężary wywalczyłem brąz.

W roku 1984 organizatorem Mistrzostw Polski w Ciężarach był Elbląg. Tym razem bez sensacji. Zdobyłem jak zwykle złoto, jak zwykle, bo od lat nie miałem w Polsce konkurentów, mój najgroźniejszy rywal wyciskał o 30 kg mniej niż ja.

Na kilka lat "odpuściłem" podnoszenie ciężarów na tak wysokim poziomie głównie dlatego, że jako medalowy pewniak na olimpiadę do Anglii nie pojechałem. Chociaż na przedolimpijskim sprawdzianie w Belgii zająłem II miejsce (nasz sport nie jest pozbawiony nieuczciwości, ale to temat na kolejną książkę). Ponadto problemem nas ciężarowców było to, że przywoziliśmy z zagranicy tylko 1 medal, podczas gdy dobry pływak mógł przywieźć ich aż 8.

Od 1981 roku próbowałem sił w lekkoatletyce i tu przez 6 lat nazbierałem 20 medali : w rzutach dyskiem i oszczepem, pchnięciu kulą oraz w biegach na wózkach na dystansach 100, 200, 400, 800 i 1500 metrów, po trochę z każdego koloru. Byłem też III w Polsce na pełnym maratonie na wózkach. Jak na wytrenowanego siłowo ciężarowca przejechanie 42 km to nie lada wyczyn.

Dziewięć lat grałem również w koszykówkę na wózkach, gdzie w 1984 r. w Rzeszowie wraz z kolegami z Wałbrzycha zdobyłem brązowy medal w Mistrzostwach Polski.

Do ciężarów wróciłem w roku 1988 i kolejne złoto.
Rok później jako pracownik "START"-u wałbrzyskiego byłem organizatorem Mistrzostw Polski w ciężarach, które
odbyły się w Wałbrzychu. Na swojej ziemi mogłem tylko zdobyć złoto.
W tym też roku /1989/ odbyły się Mistrzostwa Europy w Podnoszeniu Ciężarów. Tym razem do Wrocławia zjechało 10 państw najlepszych w tej dyscyplinie m.in. Izrael, Francja, Szwajcaria, Belgia. Do tej pory Mistrzostwa Europy kojarzyły mi się z kolorem brązowym, przełamałem złą passę i zdobyłem złoto, zostając wreszcie Mistrzem Europy.
1990 rok to ostatni rok moich startów w ciężarach. M P w Koszalinie i kolejne złoto.
Również w tym roku ostatni mój wyjazd za granicę. Saint Etienne we Francji - Mistrzostwa Świata. I tu ostatnim w ogóle zdobytym medalem jest brąz.

Moje zagraniczne występy zawsze nagrodzone były medalem. A więc od pierwszego wyjazdu tj. od roku 1978 do 1990 byłem w pierwszej trójce światowego rankingu najlepszych.

Zawsze uważałem, że trzeba wiedzieć, kiedy odejść. A odejść trzeba, kiedy jest się na szczytach, bym przeszedł do historii jako mistrz. Rekord Polski w mojej kategorii wagowej jest aktualny do dziś - przy wadze ciała 49,200 kg wycisnąłem sztangę o ciężarze 157,5 kg (na oficjalnych zawodach, bo na treningu mój największy wynik to 160 kg). Mogę z czystym sumieniem patrzeć na siebie w lustro, bo to co zdobyłem, zdobyłem talentem i rzetelną pracą, bez jakiegokolwiek chemicznego wspomagania.

 

ODZNACZENIA, WYRÓŻNIENIA

  • Za moje osiągnięcia sportowe otrzymałem złoty (1989), srebrny (1980) i brązowy (1990) medal "Za wybitne osiągnięcia sportowe" z rąk Przewodniczącego Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Sportu.
  • W 1990 r. otrzymałem Złoty Medal "Za Zasługi Dla Ruchu Olimpijskiego".
  • Od wojewody wałbrzyskiego otrzymałem odznakę "Zasłużony dla Województwa Wałbrzyskiego" w roku 1985.
  • Posiadam również uprawnienia sędziego w lekkoatletyce. Po wielu latach sędziowania zostałem uhonorowany Brązową Odznaką Honorową "Zasłużony dla PZLA"w roku 1988.
  • W 1998 roku otrzymałem pamiątkowy medal od wojewody wałbrzyskiego "Za upowszechnianie Kultury Fizycznej w Województwie Wałbrzyskim".
  • W 2004 roku otrzymałem złotą odznakę za zajęcie pierwszego miejsca w Ogólnopolskim Konkursie "Barwy Wolontariatu" w dziedzinie pomocy osobom niepełnosprawnym.
  • W grudniu 2005 roku (Międzynarodowym Roku Sportu i Wychowania Fizycznego) otrzymałem tytuł "Mistrz Sportu, Mistrz Życia" i nominację do Akademii Mistrzów Sportu, Mistrzów Życia.
  • W lutym 2006 roku otrzymałem z rąk Ministra Sportu "Złotą Odznakę Za Zasługi dla Sportu"
  • W 2006 roku otrzymałem pamiątkową paterę z okazji 30-Lecia sportu niepełnosprawnych w Wałbrzychu.
  • 2006 rok to jubileusz 60 lat Wałbrzyskiego Sportu. Z tej okazji otrzymałem dwa wyróżnienia :
    - "Zasłużony dla sportu Dolnego Śląska"
    - medal 60-Lecia wałbrzyskiego sportu

W 1985 roku zostałem zwycięzcą Plebiscytu na Najlepszego Sportowca woj. wałbrzyskiego z okazji 10-lecia wałbrzyskiego "START"-u. Byłem zwycięzcą wielu corocznych plebiscytów. Jako pierwszy z niepełnosprawnych sportowców wziąłem udział w corocznym Balu Sportu organizowanym przez redakcję gazety "Trybuna Wałbrzyska".

W 1980 roku z olimpiady w Holandii przywiozłem pomysł zainicjowania w Polsce biegów ulicznych na wózkach, które później przerodziły się w maratony, a nawet 100 - kilometrowe supermaratony. Z tego tematu pisałem też pracę dyplomową, podsumowującą mój pobyt studenta na AWF we Wrocławiu.

Sportowi w zasadzie poświęcam całe życie.
W 1981 roku ukończyłem roczny kurs instruktora sportu inwalidów na AWF w Poznaniu ze specjalizacją lekkoatletyki.
W 1991 roku ukończyłem studia na AWF we Wrocławiu (na przekór chyba całemu światu) uzyskując tytuł trenera II klasy w lekkoatletyce.
Jako szkoleniowiec i działacz sportem zajmuję się od 1977 roku.

W 2000 roku ukazała się Encyklopedia autorstwa Witolda Duńskiego pt. "Od Paryża 1924 do Sydney 2000" , z której można się dowiedzieć o 599 olimpijczykach - medalistach w różnych dyscyplinach sportowych. Ewenementem tej publikacji jest fakt, iż znalazły się tam nazwiska zarówno sportowców sprawnych jak i niepełnosprawnych. Z dumą mogę się pochwalić, że znalazłem się w tej encyklopedii.

W roku 1997 zainicjowałem powstanie Klubu Sportowego Niepełnosprawnych "START" Wałbrzych, w którym obecnie pełnię funkcję prezesa, jak również jako trener prowadzę grupę niepełnosprawnych zawodników w sekcji lekkoatletycznej. Oficjalnie Klub został zarejestrowany 25 lutego 1998 roku przez Sąd Okręgowy w Świdnicy. Tym samym nasza działalność została zalegalizowana i umieszczona w krajowym rejestrze jednostek kultury fizycznej. W październiku 1998 roku nasz Klub stał się członkiem Polskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych "START" w Warszawie.

W latach 2000 - 2004 byłem członkiem władz centralnych Polskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych "START" w Warszawie pełniąc funkcję sekretarza Komisji Rewizyjnej

W roku 2000 ukończyłem kurs specjalistyczny i zdałem egzamin otrzymując tytuł klasyfikatora narodowego sportowo-medycznego w koszykówce na wózkach.

   
 
   
 
   
 
   

II. Daleki Wschód - filozofia i medycyna...

Rehabilitacją ruchową zajmuję się od końca lat siedemdziesiątych, a więc uczestniczę w trudnym procesie powrotu ludzi po urazach i chorobach do zdrowia i życia społecznego.
Na początku lat dziewięćdziesiątych przez zupełny przypadek miałem kontakt z osobą zajmującą się bioterapią i medycyną Wschodu. Dość sceptycznie podszedłem do sprawy, bo jestem człowiekiem praktycznym i generalnie przyjmuję te rzeczy, które mogę dotknąć, poczuć, odebrać dostępnymi zmysłami. A zatem bioterapia była dla mnie wtedy dziedziną z pogranicza fikcji i bajek. Jednak jeden fakt zasiał w mojej głowie ziarno niepewności, a mianowicie: kiedy byłem na wizycie z bliską mi osobą ten bioterapeuta i jednocześnie człowiek zajmujący się numerologią spojrzawszy na tę osobę stwierdził, że widzi jakiś dysonans w zapisie cyfr. I istotnie, ta osoba ma przekłamanie w zapisie daty urodzenia. A przecież nie możliwym było, by ten numerolog mógł o tym wiedzieć.
Przez 4 miesiące kotłowały mi się myśli w głowie o czymś co widziałem, a czego nie mogłem dotknąć, a co zaistniało.

Mocno skracając moją historię zgłębiając wiedzę w medycynie naturalnej pokończyłem szkolenia w zakresie bioterapii, masaży SHIATSU, akupresury, irydologii (czytania z oka). Dalej przez przypadek przekonałem się, że mój dotyk usuwa dolegliwości chorobowe bliskich mi osób. Ale wtedy nie myślałem o praktykach leczniczych, aż do pewnego faktu, który był przełomem.

Otóż kiedy kończyłem kurs III stopnia masażu shiatsu nasz wykładowca wręczał nam dyplomy (ponad 40 osób). Mnie ten dyplom wręczył w sposób wyjątkowy i inny niż pozostałym: wręczył mi dyplom, uścisnął rękę, a potem jak ojciec syna przytulił do siebie i rzekł: "Stary, ty masz tyle wiedzy i tyle umiejętności, że nie masz prawa trzymać tego dla siebie". Nie powiem, wzruszyłem się zwłaszcza, że byłem jedynym niepełnosprawnym człowiekiem na tym szkoleniu i poczułem się szczególnie wyróżniony i doceniony.

We wrześniu miałem udać się na kolejne nauki prowadzone przez Janka z zakresu polarity. Niestety ten kurs już się nie odbył. Mój nauczyciel przeszedł do innego wymiaru pozafizycznego. Ten fakt spowodował, że uruchomiłem gabinet medycyny Wschodu i zacząłem pomagać cierpiącym ludziom. Ta praca z wszystkich dotychczas wykonywanych dawała mi ogromną satysfakcję i dowartościowanie zwłaszcza, że moimi pacjentami byli w większości ludzie znacznie sprawniejsi ode mnie.

Ponadto wchodząc w medycynę Wschodu, aby ją zrozumieć, trzeba poznać filozofię Wschodu. Dziś identyfikuje się z jej światopoglądem głównie dlatego, że jest bliższa Naturze, prawdzie, normalności. Tu nie próbuje się rzeki puszczać pod górkę czy rośliny wkopywać korzeniami do góry i czekać na korzystne efekty dla człowieka, który niestety potrafi wykrzywić nawet to, co najprostsze.

Jest jeszcze jeden aspekt mądrości Wschodu, który mi przypasował, a mianowicie reinkarnacja. Myślę, że każdy człowiek tak potraktowany przez LOS jak ja, poszukuje odpowiedzi na pytanie: dlaczego właśnie ja, dlaczego mnie to dotknęło? I na dziś ze wszystkich światopoglądów i religii jakie znam najsensowniejszą odpowiedź na trapiące mnie pytanie daje mi właśnie reinkarnacja.

III. Trzykołowy pojazd...

Najmłodsza moja pasja to mój trzykołowy pojazd. Do jego konstrukcji przymierzałem się od trzech lat, ale brakowało mi odpowiedniego bodźca. Pod koniec czerwca ubiegłego roku jednak wymyśliłem i skonstruowałem mój rower i wyruszyłem na ulice Szczawna i Wałbrzycha. Głównym motywem tego przedsięwzięcia był fakt, że inni ojcowie jeżdżą na wycieczki rowerowe z własnymi dziećmi. Mnie niestety to nie było dane, ale... No właśnie skoro ja nie mogę jeździć na zwykłem rowerze, zrobiłem sobie i synowi rowery poziome i dziś mogę z nim jeździć na wycieczki.

Dziś wycieczki rowerowe dają mi ogromną radość. Nauczyłem się podjeżdżać pod wysokie krawężniki, dziś jestem jednym z coraz większej rodziny rowerzystów jeżdżących po Wałbrzychu, którzy mijając się przekazują sobie pozdrowienia. To co mnie chyba najbardziej zaskoczyło i to pozytywnie, że jeżdżąc po Wałbrzychu spotykam się z dużą życzliwością ludzi, ze zrozumieniem, kierowcy zatrzymują się przepuszczając mnie. Ale co najbardziej mnie cieszy to małe dzieci, które chętnie zagadują i pytają mnie czy jestem niepełnosprawny. Nie pada przy tym obraźliwe słowo "kaleka". To cieszy i znaczy, że nawet Wałbrzyszanie mogą dać krok w prawidłowym kierunku.
Choć dziś w kraju i na świecie niepełnosprawni sportowcy ścigają się na podobnych pojazdach, ja uważam, że w sporcie osiągnąłem wszystko, dziś moją jazdę traktuję całkowicie rekreacyjnie i prozdrowotnie.

 
   
 
    

 


 
   Copyright © 2006 - 2011 WAŁBRZYCH moje miasto

strona główna  |  dodaj do ulubionych  |  do góry  |