EUGENIUSZ SKARUPA
(1957)
- mistrz Świata Inwalidów w
podnoszeniu ciężarów - Anglia 1981r
- wicemistrz Igrzysk Paraolimpijskich w Arnhem (Holandia) z
1980 roku
- działacz społeczny walczący o prawa osób niepełnosprawnych,
- ciężarowiec, trener II klasy LA
- pasjonat ... życia!
"Człowieka można zniszczyć,
ale nie pokonać!"
W 1958 roku Polskę nawiedziła epidemia choroby Heinego Medina. Wiele
malutkich istnień przyjęła do siebie Matka Ziemia, na zawsze. Ja znalazłem
się w znacznie mniejszej części tych dzieci, które przeżyły. A zatem
osobą niepełnosprawną jestem niemalże od urodzenia.
Nazywam się Eugeniusz Skarupa, mam 49 lat, jestem rodowitym Wałbrzyszaninem,
ale i nie wstydzę się mojego Szczawna Zdroju, gdzie mieszkam od zawsze.
Jestem absolwentem AWF we Wrocławiu (1991), posiadam wykształcenie wyższe
- trenerskie (trener II klasy Lekkiej Atletyki)
Mam kilka pasji:
- najdłużej uprawiane to walka o pełne prawo osób niepełnosprawnych
w polskim społeczeństwie, konieczność przerodziła się w pasję
- kiedyś bardzo uspokajało mnie majsterkowanie przy elektronice,
lubiłem naprawiać radia, telewizory. Dziś to zaczyna mnie irytować
z prozaicznego względu, słabszy wzrok, a elektronika coraz bardziej
miniaturowa.
- sport; zacząłem od pozycji zawodnika w podnoszeniu ciężarów,
potem stałem się działaczem i to nie tylko w sporcie niepełnosprawnych,
dziś dalej jestem działaczem - założyłem i prezesuje Klubowi
Sportowemu Niepełnosprawnych "START" w Wałbrzychu
- na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia zaraziłem
się medycyną Wschodu i poprzez nią zgłębiłem nieco wiedzę na
temat filozofii Wschodu
- najmłodsza moja pasja to mój pojazd trzykołowy, na którym
przemierzyłem przez dwa sezony letnie ponad 1500 km (pedałując rękoma),
pokonując dziennie do 30 km poznając dogłębnie zarówno uroki Wałbrzycha
jak i jego bariery dla niepełnosprawnych ruchowo Wałbrzyszan.
* Pragnę skoncentrować się na trzech ostatnich pasjach.
I. SPORT
Początek mojej kariery sportowej to rok 1974. Wtedy to mój nauczyciel
i zarazem trener sekcji podnoszenia ciężarów - Jerzy Mysłakowski - namówił
mnie do pierwszego startu w zawodach. Było to w Zakładzie Szkolenia
Inwalidów we Wrocławiu, gdzie uczyłem się w Liceum
Elektromechanicznym.
We wrześniu 1974 roku w naszej szkole odbyła się Spartakiada Szkolna we
wszystkich możliwych dyscyplinach sportowych. W tym sportowym święcie
udział wzięły podobne szkoły z Warszawy i Poznania. Na tej
Spartakiadzie podniosłem 82,5 kg ( jak na typowego amatora, nie mającego
pojęcia o technice wyciskania, było to bardzo dużo, ważyłem wtedy 46
kg) w tzw. wadze muszej - do 51kg, i to była już do końca moja
kategoria wagowa.
Wszyscy potocznie mówiliśmy, że podnosimy ciężary, jednak było to
wyciskanie z ławeczki w pozycji leżącej. Na widełkach leżała sztanga
z określonym ciężarem. Zawodnik kładł się na ławeczkę, pod sztangę.
Gryf sztangi leżał w pozycji nieruchomej 2,5 cm nad klatką piersiową,
mierzonej na wysokości sutków.
Konkurencja polegała na wyciśnięciu (obie ręce winny cisnąć w miarę
równo, bez momentu zatrzymania) sztangi, utrzymaniu jej w pozycji
nieruchomej przez 3 sekundy i położeniu na widełki w sposób
kontrolowany.
Pierwsze moje poważne zawody to Mistrzostwa Polski Inwalidów w
Podnoszeniu Ciężarów, które odbyły się w 1975 r. w Gdańsku. Tam
poznałem smak porażki. Walczyłem o złoty medal, kładąc się pod ciężar
112,5 kg. Wprawdzie wycisnąłem sztangę, lecz stosunkiem 2 : 1 sędziowie
nie zaliczyli mi tego boju. Musiałem pogodzić się z IV miejscem,
najbardziej nie lubianym przez zawodników. Wtedy rekord Polski w mojej
wadze wynosił 130 kg. Był to dla mnie wówczas nierealny wynik.
1976 rok - to początek "zbierania" medali. W lipcu w
Zielonej Górze odbyły się VII Ogólnopolskie Igrzyska Sportowe Inwalidów,
w których brało udział 7 krajów z obozu socjalistycznego / Czechosłowacja,
Bułgaria, Węgry, NRD, Jugosławia, Rumunia i Polska/. Była to impreza z
udziałem sportowców z różnych dyscyplin m.in. lekkoatletyka, pływanie,
podnoszenie ciężarów, strzelanie. Dla ciekawości podam, że dla
lekkoatlety na wózku najdłuższym wówczas dystansem było 400 metrów.
Na tych Igrzyskach zdobyłem złoty medal z wynikiem 122,5 kg. Przy
dekoracji, w momencie zawieszania mi medalu na szyję medal upadł na
ziemię. Według przesądnych była to zapowiedź drogi sukcesów, no i
sprawdziło się.
1977 rok to Mistrzostwa Polski Inwalidów w Podnoszeniu Ciężarów w
Lublinie. Na tych zawodach co prawda medali nie było, ale tytuł Mistrza
Polski wywalczyłem, był to mój pierwszy tytuł mistrzowski.
W 1978 roku organizatorem Mistrzostw Polski był "START" w Gdańsku.
Tym razem Gdańsk okazał się być szczęśliwym miastem, zdobyłem
kolejny złoty medal.
W 1979 roku "START" Wrocław był organizatorem VIII Igrzysk
Sportowych Spółdzielczości Inwalidów z udziałem m.in. Francji,
Szwecji, Austrii, Anglii, łącznie udział brało 10 krajów. I tu również
złoto, rekord Polski poprawiłem wtedy o 12,5 kg, Nowy rekord ustanowiłem
ciężarem 150 kg. Należy podkreślić, że ten wynik przekraczał
trzykrotnie mój ciężar ciała.
Międzynarodowe sukcesy rozpoczęły się rok wcześniej. Pierwszy mój
wyjazd za granicę to maj 1978 rok, Paryż - brązowy medal na
Mistrzostwach Europy.
Miesiąc później pojechałem do Anglii na Mistrzostwa Świata i tu
srebrny medal. Ogromny sukces, zostałem Wicemistrzem Świata.
Zawody w Anglii odbywają się cyklicznie co roku w miejscowości
Stocke Mande Ville. Jest to miejsce, w którym zrodził się sport osób
najbardziej poszkodowanych, czyli tych po urazie kręgosłupa z niedowładem
dwóch lub czterech kończyn.
W 1979 r. oprócz wrocławskiej imprezy o randze międzynarodowej, we
francuskiej miejscowości Angeres odbyły się Mistrzostwa Europy w
Podnoszeniu Ciężarów. Zawody były jednodniowe, zakończyły się o 3
nad ranem. Z tych zawodów oprócz wspomnień został mi się na pamiątkę
brązowy medal.
I nadszedł rok 1980 - rok olimpijski. W Łodzi na przedolimpijskim
sprawdzianie osiągnąłem najlepszy rekordowy wynik w swojej 16 - letniej
karierze: otóż przy wadze ciała 49,200 kg wycisnąłem ciężar 157,5
kg.
Pod koniec czerwca wraz z 80-osobową ekipą udałem się do Holandii,
gdzie w znanym dla Polaków mieście Arnhem odbyły się Paraolimpijskie
Igrzyska z udziałem 42 państw. Na mojej jedynej olimpiadzie zdobyłem
srebrny medal z wynikiem 152,5 kg. Jest to dla mnie najbardziej wartościowy
medal, w końcu olimpiada jest celem i marzeniem każdego sportowca.
Pod koniec roku olimpijskiego, w listopadzie, w Opolu odbyły się
Mistrzostwa Polski, do kolekcji dołożyłem kolejne złoto.
1981 rok to kolejne złoto na Mistrzostwach Polski w Człuchowie.
W 1982 r. na Mistrzostwach Polski w Elblągu po bardzo nieuczciwej walce i
pokazem praw gospodarza, zdobyłem srebro i za 2 tygodnie jako wicemistrz
Polski wraz z elbląskim mistrzem pojechałem do Anglii na Mistrzostwa Świata.
Tam zdobyłem tytuł Mistrza Świata dźwigając ciężar 150 kg. Mój
konkurent z Elbląga podniósł 115 kg. W tym miejscu należy się pewne,
a istotne wyjaśnienie. Otóż nieuczciwość Elbląga jako organizatora
polegała na nieprawdziwym zapisie wagi ciała mojego konkurenta (wpisano
mniejszą wagę ciała niż w istocie ważył) jak również na
nieuczciwym pomiarze wysokości gryfu sztangi nad klatką piersiową. Ta
wysokość była na tyle istotna, że naliczając wysokość np. 5 cm
zawodnik był w stanie wycisnąć ciężar o 10 kg większy, niż by to było
uczciwie. A zatem porażka mistrza Polski ze mną w Anglii polegała głównie
na należytym pomiarze wysokości gryfu nad klatką.
1983 r. to złoto na Mistrzostwach Polski we Wrocławiu.
W tym samym roku w Paryżu odbyły się Mistrzostwa Świata w wielu
dyscyplinach. Ja oczywiście dźwigając ciężary wywalczyłem brąz.
W roku 1984 organizatorem Mistrzostw Polski w Ciężarach był Elbląg.
Tym razem bez sensacji. Zdobyłem jak zwykle złoto, jak zwykle, bo od lat
nie miałem w Polsce konkurentów, mój najgroźniejszy rywal wyciskał o
30 kg mniej niż ja.
Na kilka lat "odpuściłem" podnoszenie ciężarów na tak
wysokim poziomie głównie dlatego, że jako medalowy pewniak na olimpiadę
do Anglii nie pojechałem. Chociaż na przedolimpijskim sprawdzianie w
Belgii zająłem II miejsce (nasz sport nie jest pozbawiony nieuczciwości,
ale to temat na kolejną książkę). Ponadto problemem nas ciężarowców
było to, że przywoziliśmy z zagranicy tylko 1 medal, podczas gdy dobry
pływak mógł przywieźć ich aż 8.
Od 1981 roku próbowałem sił w lekkoatletyce i tu przez 6 lat
nazbierałem 20 medali : w rzutach dyskiem i oszczepem, pchnięciu kulą
oraz w biegach na wózkach na dystansach 100, 200, 400, 800 i 1500 metrów,
po trochę z każdego koloru. Byłem też III w Polsce na pełnym
maratonie na wózkach. Jak na wytrenowanego siłowo ciężarowca
przejechanie 42 km to nie lada wyczyn.
Dziewięć lat grałem również w koszykówkę na wózkach, gdzie w
1984 r. w Rzeszowie wraz z kolegami z Wałbrzycha zdobyłem brązowy medal
w Mistrzostwach Polski.
Do ciężarów wróciłem w roku 1988 i kolejne złoto.
Rok później jako pracownik "START"-u wałbrzyskiego byłem
organizatorem Mistrzostw Polski w ciężarach, które
odbyły się w Wałbrzychu. Na swojej ziemi mogłem tylko zdobyć złoto.
W tym też roku /1989/ odbyły się Mistrzostwa Europy w Podnoszeniu Ciężarów.
Tym razem do Wrocławia zjechało 10 państw najlepszych w tej dyscyplinie
m.in. Izrael, Francja, Szwajcaria, Belgia. Do tej pory Mistrzostwa Europy
kojarzyły mi się z kolorem brązowym, przełamałem złą passę i zdobyłem
złoto, zostając wreszcie Mistrzem Europy.
1990 rok to ostatni rok moich startów w ciężarach. M P w Koszalinie i
kolejne złoto.
Również w tym roku ostatni mój wyjazd za granicę. Saint Etienne we
Francji - Mistrzostwa Świata. I tu ostatnim w ogóle zdobytym medalem
jest brąz.
Moje zagraniczne występy zawsze nagrodzone były medalem. A więc od
pierwszego wyjazdu tj. od roku 1978 do 1990 byłem w pierwszej trójce światowego
rankingu najlepszych.
Zawsze uważałem, że trzeba wiedzieć, kiedy odejść. A odejść
trzeba, kiedy jest się na szczytach, bym przeszedł do historii jako
mistrz. Rekord Polski w mojej kategorii wagowej jest aktualny do dziś -
przy wadze ciała 49,200 kg wycisnąłem sztangę o ciężarze 157,5 kg
(na oficjalnych zawodach, bo na treningu mój największy wynik to 160
kg). Mogę z czystym sumieniem patrzeć na siebie w lustro, bo to co zdobyłem,
zdobyłem talentem i rzetelną pracą, bez jakiegokolwiek chemicznego
wspomagania.
ODZNACZENIA, WYRÓŻNIENIA
- Za moje osiągnięcia sportowe otrzymałem złoty (1989), srebrny
(1980) i brązowy (1990) medal "Za wybitne osiągnięcia
sportowe" z rąk Przewodniczącego Głównego Komitetu Kultury
Fizycznej i Sportu.
- W 1990 r. otrzymałem Złoty Medal "Za Zasługi Dla Ruchu
Olimpijskiego".
- Od wojewody wałbrzyskiego otrzymałem odznakę "Zasłużony
dla Województwa Wałbrzyskiego" w roku 1985.
- Posiadam również uprawnienia sędziego w lekkoatletyce. Po wielu
latach sędziowania zostałem uhonorowany Brązową Odznaką Honorową
"Zasłużony dla PZLA"w roku 1988.
- W 1998 roku otrzymałem pamiątkowy medal od wojewody wałbrzyskiego
"Za upowszechnianie Kultury Fizycznej w Województwie Wałbrzyskim".
- W 2004 roku otrzymałem złotą odznakę za zajęcie pierwszego
miejsca w Ogólnopolskim Konkursie "Barwy Wolontariatu" w
dziedzinie pomocy osobom niepełnosprawnym.
- W grudniu 2005 roku (Międzynarodowym Roku Sportu i Wychowania
Fizycznego) otrzymałem tytuł "Mistrz Sportu, Mistrz Życia"
i nominację do Akademii Mistrzów Sportu, Mistrzów Życia.
- W lutym 2006 roku otrzymałem z rąk Ministra Sportu "Złotą
Odznakę Za Zasługi dla Sportu"
- W 2006 roku otrzymałem pamiątkową paterę z okazji 30-Lecia
sportu niepełnosprawnych w Wałbrzychu.
- 2006 rok to jubileusz 60 lat Wałbrzyskiego Sportu. Z tej okazji
otrzymałem dwa wyróżnienia :
- "Zasłużony dla sportu Dolnego Śląska"
- medal 60-Lecia wałbrzyskiego sportu
W 1985 roku zostałem zwycięzcą Plebiscytu na Najlepszego Sportowca
woj. wałbrzyskiego z okazji 10-lecia wałbrzyskiego "START"-u.
Byłem zwycięzcą wielu corocznych plebiscytów. Jako pierwszy z niepełnosprawnych
sportowców wziąłem udział w corocznym Balu Sportu organizowanym przez
redakcję gazety "Trybuna Wałbrzyska".
W 1980 roku z olimpiady w Holandii przywiozłem pomysł zainicjowania w
Polsce biegów ulicznych na wózkach, które później przerodziły się w
maratony, a nawet 100 - kilometrowe supermaratony. Z tego tematu pisałem
też pracę dyplomową, podsumowującą mój pobyt studenta na AWF we Wrocławiu.
Sportowi w zasadzie poświęcam całe życie.
W 1981 roku ukończyłem roczny kurs instruktora sportu inwalidów na AWF
w Poznaniu ze specjalizacją lekkoatletyki.
W 1991 roku ukończyłem studia na AWF we Wrocławiu (na przekór chyba całemu
światu) uzyskując tytuł trenera II klasy w lekkoatletyce.
Jako szkoleniowiec i działacz sportem zajmuję się od 1977 roku.
W 2000 roku ukazała się Encyklopedia autorstwa Witolda Duńskiego pt.
"Od Paryża 1924 do Sydney 2000" , z której można się
dowiedzieć o 599 olimpijczykach - medalistach w różnych dyscyplinach
sportowych. Ewenementem tej publikacji jest fakt, iż znalazły się tam
nazwiska zarówno sportowców sprawnych jak i niepełnosprawnych. Z dumą
mogę się pochwalić, że znalazłem się w tej encyklopedii.
W roku 1997 zainicjowałem powstanie Klubu Sportowego Niepełnosprawnych
"START" Wałbrzych, w którym obecnie pełnię funkcję prezesa,
jak również jako trener prowadzę grupę niepełnosprawnych zawodników
w sekcji lekkoatletycznej. Oficjalnie Klub został zarejestrowany 25
lutego 1998 roku przez Sąd Okręgowy w Świdnicy. Tym samym nasza działalność
została zalegalizowana i umieszczona w krajowym rejestrze jednostek
kultury fizycznej. W październiku 1998 roku nasz Klub stał się członkiem
Polskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych "START" w
Warszawie.
W latach 2000 - 2004 byłem członkiem władz centralnych Polskiego Związku
Sportu Niepełnosprawnych "START" w Warszawie pełniąc funkcję
sekretarza Komisji Rewizyjnej
W roku 2000 ukończyłem kurs specjalistyczny i zdałem egzamin
otrzymując tytuł klasyfikatora narodowego sportowo-medycznego w koszykówce
na wózkach.




II. Daleki Wschód - filozofia i medycyna...
Rehabilitacją ruchową zajmuję się od końca lat siedemdziesiątych,
a więc uczestniczę w trudnym procesie powrotu ludzi po urazach i
chorobach do zdrowia i życia społecznego.
Na początku lat dziewięćdziesiątych przez zupełny przypadek miałem
kontakt z osobą zajmującą się bioterapią i medycyną Wschodu. Dość
sceptycznie podszedłem do sprawy, bo jestem człowiekiem praktycznym i
generalnie przyjmuję te rzeczy, które mogę dotknąć, poczuć, odebrać
dostępnymi zmysłami. A zatem bioterapia była dla mnie wtedy dziedziną
z pogranicza fikcji i bajek. Jednak jeden fakt zasiał w mojej głowie
ziarno niepewności, a mianowicie: kiedy byłem na wizycie z bliską mi
osobą ten bioterapeuta i jednocześnie człowiek zajmujący się
numerologią spojrzawszy na tę osobę stwierdził, że widzi jakiś
dysonans w zapisie cyfr. I istotnie, ta osoba ma przekłamanie w zapisie
daty urodzenia. A przecież nie możliwym było, by ten numerolog mógł o
tym wiedzieć.
Przez 4 miesiące kotłowały mi się myśli w głowie o czymś co widziałem,
a czego nie mogłem dotknąć, a co zaistniało.
Mocno skracając moją historię zgłębiając wiedzę w medycynie
naturalnej pokończyłem szkolenia w zakresie bioterapii, masaży SHIATSU,
akupresury, irydologii (czytania z oka). Dalej przez przypadek przekonałem
się, że mój dotyk usuwa dolegliwości chorobowe bliskich mi osób. Ale
wtedy nie myślałem o praktykach leczniczych, aż do pewnego faktu, który
był przełomem.
Otóż kiedy kończyłem kurs III stopnia masażu shiatsu nasz wykładowca
wręczał nam dyplomy (ponad 40 osób). Mnie ten dyplom wręczył w sposób
wyjątkowy i inny niż pozostałym: wręczył mi dyplom, uścisnął rękę,
a potem jak ojciec syna przytulił do siebie i rzekł: "Stary, ty
masz tyle wiedzy i tyle umiejętności, że nie masz prawa trzymać tego
dla siebie". Nie powiem, wzruszyłem się zwłaszcza, że byłem
jedynym niepełnosprawnym człowiekiem na tym szkoleniu i poczułem się
szczególnie wyróżniony i doceniony.
We wrześniu miałem udać się na kolejne nauki prowadzone przez Janka
z zakresu polarity. Niestety ten kurs już się nie odbył. Mój
nauczyciel przeszedł do innego wymiaru pozafizycznego. Ten fakt spowodował,
że uruchomiłem gabinet medycyny Wschodu i zacząłem pomagać cierpiącym
ludziom. Ta praca z wszystkich dotychczas wykonywanych dawała mi ogromną
satysfakcję i dowartościowanie zwłaszcza, że moimi pacjentami byli w
większości ludzie znacznie sprawniejsi ode mnie.
Ponadto wchodząc w medycynę Wschodu, aby ją zrozumieć, trzeba poznać
filozofię Wschodu. Dziś identyfikuje się z jej światopoglądem głównie
dlatego, że jest bliższa Naturze, prawdzie, normalności. Tu nie próbuje
się rzeki puszczać pod górkę czy rośliny wkopywać korzeniami do góry
i czekać na korzystne efekty dla człowieka, który niestety potrafi
wykrzywić nawet to, co najprostsze.
Jest jeszcze jeden aspekt mądrości Wschodu, który mi przypasował, a
mianowicie reinkarnacja. Myślę, że każdy człowiek tak potraktowany
przez LOS jak ja, poszukuje odpowiedzi na pytanie: dlaczego właśnie ja,
dlaczego mnie to dotknęło? I na dziś ze wszystkich światopoglądów i
religii jakie znam najsensowniejszą odpowiedź na trapiące mnie pytanie
daje mi właśnie reinkarnacja.
III. Trzykołowy pojazd...
Najmłodsza moja pasja to mój trzykołowy pojazd. Do jego konstrukcji
przymierzałem się od trzech lat, ale brakowało mi odpowiedniego bodźca.
Pod koniec czerwca ubiegłego roku jednak wymyśliłem i skonstruowałem mój
rower i wyruszyłem na ulice Szczawna i Wałbrzycha. Głównym motywem
tego przedsięwzięcia był fakt, że inni ojcowie jeżdżą na wycieczki
rowerowe z własnymi dziećmi. Mnie niestety to nie było dane, ale... No
właśnie skoro ja nie mogę jeździć na zwykłem rowerze, zrobiłem
sobie i synowi rowery poziome i dziś mogę z nim jeździć na wycieczki.
Dziś wycieczki rowerowe dają mi ogromną radość. Nauczyłem się
podjeżdżać pod wysokie krawężniki, dziś jestem jednym z coraz większej
rodziny rowerzystów jeżdżących po Wałbrzychu, którzy mijając się
przekazują sobie pozdrowienia. To co mnie chyba najbardziej zaskoczyło i
to pozytywnie, że jeżdżąc po Wałbrzychu spotykam się z dużą życzliwością
ludzi, ze zrozumieniem, kierowcy zatrzymują się przepuszczając mnie.
Ale co najbardziej mnie cieszy to małe dzieci, które chętnie zagadują
i pytają mnie czy jestem niepełnosprawny. Nie pada przy tym obraźliwe słowo
"kaleka". To cieszy i znaczy, że nawet Wałbrzyszanie mogą dać
krok w prawidłowym kierunku.
Choć dziś w kraju i na świecie niepełnosprawni sportowcy ścigają się
na podobnych pojazdach, ja uważam, że w sporcie osiągnąłem wszystko,
dziś moją jazdę traktuję całkowicie rekreacyjnie i prozdrowotnie.


|